Troszkę mojej historii
Naprawdę trudno zdecydować, od czego zacząć.
Przeczytałem kilka interesujących artykułów na temat tego, jak stworzyć dobrą stronę "O mnie". Niemniej jednak, postanowiłem uczynić to w sposób, który wydaje mi się najbardziej naturalny i autentyczny w moim postrzeganiu. Mam nadzieję, że uznasz to za interesujące, a może nawet w pewnym sensie inspirujące, lub przynajmniej pozwoli Ci to dowiedzieć się więcej o tym, kim jestem i skąd pochodzę, zarówno jeśli chodzi o moją ścieżkę życiową, jak i to, czym się zajmuję.
Punkt wyjścia, jak sądzę, to moment, gdy miałem może około 13 lat i wiedziałem już, co chcę robić w życiu. To było już dawno temu. Byłem pewien, że będę pracować z komputerami i że w jakiś sposób będę związany z branżą IT. Nie pamiętam dokładnie, kiedy to się stało, ale na pewno miało to miejsce pod koniec mojej edukacji w szkole podstawowej. W komputerach uwielbiałem to, że działają na zasadzie logiki. Spędzałem sporo dzieciństwa grając w gry komputerowe, przy okazji ucząc się języka angielskiego (były to czasy, kiedy nie było gier po polsku, a każde słowo trzeba było sprawdzić w papierowym słowniku!).
Postanowiłem podążać tą ścieżką. Podjąłem studia z zakresu sieci komputerowych i zostałem inżynierem sieciowym. Okres po skończeniu studiów był dla mnie trudny pod kątem znalezienia pracy. W 2005 roku,wykorzystując otwarcie granic Unii Europejskiej dla Polski, wyemigrowałem z żoną oraz grupą przyjaciół do Bristolu w Anglii. To był duży krok – skok w nieznane. Zaczynałem od pracy w magazynie, później w biurze, aż w końcu dostałem upragnioną pracę w branży IT. Po ośmiu latach spędzonych w Wielkiej Brytanii, zdecydowaliśmy się wrócić do Polski.
W trakcie pobytu w Anglii wydarzyło się coś, co naprawdę odmieniło moje życie oraz postrzeganie świata. Prowadziłem życie udanego inżyniera IT: wracałem do domu, jadłem obiad, kosiłem trawę w ogródku, spotykałem się ze znajomymi i grałem w gry wideo. Lektura książek Anthony'ego de Mello, a następnie jednej z pozycji Gregga Bradena, zaczęła jednak wpływać na moje postrzeganie rzeczywistości. Zafascynowany, zacząłem praktykować medytację, która początkowo okazała się bardzo intensywnym i poruszającym doświadczeniem. Zmieniała dosłownie strukturę mojej psychiki.
W pewien sposób, medytacja przyczyniła się również do decyzji o powrocie do Polski. Po powrocie, nadal pracowałem zdalnie dla tej samej firmy, w której byłem zatrudniony w Wielkiej Brytanii, przez kolejne dwa lata.
W tym okresie rozpocząłem roczne Studium Porozumienia Bez Przemocy (NVC). Głównie ze względu na chęć poprawy relacji z żoną i najbliższymi. Poznanie komunikacji w oparciu o Porozumienie Bez Przemocy otworzyło mi oczy na zupełnie nową perspektywę życia i budowania relacji. Postrzegam Porozumienie Bez Przemocy bardziej jako filozofię życia niż tylko metodę. Oczywiście, można ją przedstawić jako proces składający się z czterech kroków, ale dla mnie osobiście jest to coś więcej. Chodzi o to, jak postrzegamy życie i naszą ludzką egzystencję, jak postrzegamy komunikację i jak rozumiemy połączenie z innymi ludźmi oraz ze światem wokół nas. Jestem zachwycony tym, co Marshall Rosenberg mówi na ten temat, i jestem mu i nauczycielom tej metody niezmiernie wdzięczny za to, co wnieśli do świata i mojego życia. Ta filozofia naprawdę zmienia perspektywę, wprowadza jasność w zrozumienie naszych wewnętrznych mechanizmów i dostarcza swego rodzaju „emocjonalnej nawigacji”. To jeden z powodów, dla których uważam tę filozofię za tak ważny element mojej implementacji metodyki NeedSCRUM.
Po powrocie do Polski, wciąż pracując w branży IT, zapytano mnie, czy chciałbym spróbować swoich sił jako lider zespołu. Początkowo podchodziłem do tej roli z rezerwą i nie wydawała mi się ona atrakcyjna. Pomyślałem jednak, że warto spróbować, zwłaszcza że niedawno odbyłem szkolenie z NVC. Miałem więc pewną ciekawość, jak potoczy się praca z ludźmi. Z szefem uzgodniliśmy, że damy sobie trzy miesiące, a jeśli się nie powiedzie, wrócę do roli inżyniera. To była dobra umowa, a on był świetnym człowiekiem.
Zacząłem pracować jako lider zespołu i szybko odkryłem, że to uwielbiam. Naprawdę cieszyło mnie bycie częścią zespołu, zwłaszcza że zainteresowałem się różnymi metodami pracy zespołowej i stylami zarządzania. Uświadomiłem sobie, że nie chcę być menedżerem, ale chcę być liderem. Szczególnie bliska jest mi idea przywództwa służebnego (Servant Leadership), dzięki której mogłem pomagać członkom zespołu rozwijać się i tworzyć środowisko, które ten rozwój wspiera. Zaproponowałem więc jako eksperyment wprowadzenie do zespołu metody SCRUM. Menedżer zgodził się na próbę, stwierdzając, że jeśli ma się nie udać, niech się nie uda szybko. Ale okazało się, że to był strzał w dziesiątkę. Przyjąłem rolę SCRUM Mastera i było to wspaniałe doświadczenie. Zakochałem się w SCRUMie między innymi ze względu na cykle i strukturę oraz klarowność i wartości, które propaguje. To stało się moją pasją przez następne kilka lat. Zaczęliśmy z jednym zespołem, a potem rozszerzyliśmy stosowanie metody SCRUM, którą wprowadziłem do firmy. Wszystko miało sens.
Moja przygoda z firmą dobiegła jednak nieoczekiwanie końca – zostałem zwolniony. Okazało się to jedną z najlepszych rzeczy, jakie mogły mi się przytrafić, ponieważ w głębi duszy już od jakiegoś czasu rozważałem odejście, ale nie potrafiłem się zebrać do tego kroku. Chęć odejścia była wynikiem głębokich zmian, jakie zachodziły w firmie i konfliktu wartości, co uświadomiłem sobie dopiero później. Rzeczywistość postawiła mi ultimatum: „Stop, skacz”. Nie wiedziałem, co będę robić dalej, ale czułem, że muszę odnaleźć swoją prawdziwą ścieżkę i odkryć, czym naprawdę jest moje życie i co chcę robić. Stało się dla mnie jasne, że na ten moment nie ma opcji powrotu do „starego życia” w świecie korporacji.
Po zakończeniu pracy w korporacji rozważałem różne opcje. Wziąłem udział w krótkim, trzymiesięcznym programie szkoleniowym Coaching for Transformation. Przyciągnął on moją uwagę tym, że będąc metodą coachingu, czerpie między innymi właśnie z Porozumienia Bez Przemocy. Zasugerowała mi go znajoma, która doradziła, żebym wybierał te szkolenia, których naprawdę potrzebuję dla siebie, a nie dlatego, że chcę zdobyć jakiś tytuł – wspaniała rada, którą kieruję się do dziś. Po szkoleniu Coaching for Transformation byłem zachwycony. Zakochałem się w pięciu ścieżkach tej metody, a szczególnie w pracy z częściami, która wywodzi się z Systemu Wewnętrznej Rodziny (IFS). Dostrzegłem ogromny potencjał w tym rodzaju pracy, ponieważ pozwoliło mi to znacząco zwiększyć świadomość siebie, nauczyć się więcej o sobie i dało mi narzędzia, które pozwoliły mi zrozumieć wewnętrzne procesy.
Żeby nie było nudno, w tym samym czasie przyszła radosna nowina o powiększeniu naszej rodziny. Moją żona była w ciąży, ja bez pracy i z milionem pytań w głowie.
Więc... zdecydowałem się zanurzyć głębiej i dołączyć do pełnego programu certyfikacji Coaching for Transformation. Następny krok był rocznym, jeszcze głębszym zanurzeniem w moją osobowość, odkrywaniem moich ograniczeń, przekonań, konfrontowaniem moich schematów myślenia, odkrywania ciemnych zakamarków i poszerzaniem świadomości. To było naprawdę bogate doświadczenie, również dlatego, że w programie uczestniczyły osoby z całego świata, co wnosiło różnorodne perspektywy.
Po uzyskaniu certyfikatu w 2019 rozpocząłem własną praktykę coachingową. Zacząłem pracować z różnymi osobami, pomagając im na drodze do samodzielnego kierowania swoim życiem i odkrywania ich wewnętrznego świata. Za każdym razem, gdy zaczynałem pracę z nowym klientem, było dla mnie jasne, że rozpoczynamy nową podróż. Było to wielkim przywilejem – móc być asystentem, który trzyma pochodnię i kreślić mapę dla podróżnika, który wybrał mnie jako swojego przewodnika. Towarzyszyłem różnym osobom z różnych sfer życia, pomagając im w tych najbardziej ekscytujących, moim zdaniem, i ważnych podróżach, które możemy podjąć – w nasz wewnętrzny świat. Uczyłem się więcej o różnych częściach, które nosimy w sobie, o dynamikach, które w nas działają i jak to wszystko składa się w całość tworząc doświadczenie, które nazywamy bycie człowiekiem.
W trakcie tej pracy coraz bardziej doceniałem model IFS, w związku z czym rozpocząłem roczny kurs IFS for Coaches prowadzony przez Guthriego Sayena. Głębsze zrozumienie pracy z częściami mocno wpłynęło na moje codzienne życie, a ten model postrzegania świadomości na stałe zagościł w mojej głowie. Jak mówi mój nauczyciel: „Każdy model jest błędny, ale niektóre z nich są użyteczne”. IFS, moim zdaniem, jest bardzo użyteczny. Jest najskuteczniejszą metodą, którą poznałem, która w tak bezpośredni sposób przyczyniła się do dostrzeżenia i zmiany wielu z moich najgłębszych wzorców myślowych.
Cały ten czas, gdzieś w tle, kiełkowała myśl o połączeniu SCRUMa, którego znałem z pracy jako lider IT, z metodami i narzędziami, które miałem przywilej poznać, ucząc się o rozwoju osobistym.
Jest to w pewnym sensie zabawne, że zaczynając od chęci pracy z maszynami ze względu na ich przewidywalność, doszedłem do miejsca, w którym pragnę pracować z ludźmi, ponieważ są nieprzewidywalni, a przez to o wiele bardziej interesujący. Każdy jest unikalny i ma swój własny wewnętrzny świat. Chociaż wzorce i przekonania często się powtarzają, dynamika i niuanse każdej osoby są niepowtarzalne.
Aby historia była kompletna, chcę wspomnieć o roku 2014. To był moment, kiedy natknąłem się na coś, co nazywa się szkoleniem na Praktyka Kambo. Przeczytałem artykuł na ten temat, który mówił o wykorzystaniu wydzieliny z żaby jako lekarstwa. Był to dość szalony koncept, ale jednocześnie coś w nim mnie pociągało. Wiedziałem, że to wewnętrzne wołanie wskazuje mi drogę, którą powinienem podążać. To było coś zupełnie nowego i nie wiem, jakim cudem zdecydowałem się na to, żeby wziąć w nim udział. Uczestniczyłem w szkoleniu i stałem się praktykiem Kambo, prowadziłem sesje przez kilka lat. Nadal mam związek z tą medycyną, choć obecnie nie prowadzę sesji. Wtedy też zetknąłem się z tradycją szamańską, zwłaszcza z południowoamerykańskimi tradycjami szamańskimi i tradycjami pracy z roślinami nauczycielami.
Około 2019 roku zaangażowałem się jako członek Fundacji Ogród Kreacji w Gdyni. Po kilku latach przyjaźni, zostałem formalnie częścią organizacji, która nauczyła mnie wiele o relacjach, wspólnocie, wyzwaniach i cudownych rzeczach, które dzieją się, gdy jesteśmy razem jako ludzie. Ta przygoda nadal trwa i jestem za nią ogromnie wdzięczny.
Wspomniałem o kilku rzeczach, które mogą wydawać się niezwiązane, ale tak naprawdę są. Wszystko to wpłynęło na to, kim jestem teraz i co robię, ponieważ wszystkie te relacje, wydarzenia, przygody i wyzwania doprowadziły mnie do teraz. Miejsca, z którego dziele się tym, czego się nauczyłem.
Nie uważam, że metoda, o której mówię, jest czymś, co wymyśliłem samodzielnie. Widzę to raczej jako coś, co zostało mi przekazane i jest związane z doświadczeniami, które przeżyłem. Dzięki tym doświadczeniom byłem w stanie odkryć tę metodę, a kiedy o niej mówię, używam jej i dzielę się nią, mam wrażenie, że przekazuję coś dalej, a nie tylko oferuję coś od siebie.
Czuję się raczej jak przekaźnik czegoś większego. Dlatego też jest to dla mnie jasne, że to jest to, co powinienem robić, ze względu na wewnętrzne poczucie i motywację, które mówią: to jest twoja rzecz, rób to. I w tej chwili to jest moja rzecz.
Więc to robię.